środa, 22 czerwca 2011

Wykluczeni

    
  Na trasie Berlin - Poznań jest takie miasto wojewódzkie, gdzie pasażerów tamtejszego PKP godnie i z szacunkiem podejmuje się na jednym, jedynym peronie. Ale im to w zupełności wystarcza, bo przez ich miasto nie jeździ nic albo prawie nic. Tym prawie nic, są małe, napędzane spalinowo a czasami mam wrażenie, że tylko siłą woli maszynisty i wszystkich pasażerów – szynobusy, uznawane dumnie za składy. Z takiego dumnego składu każdego dnia do szarego życia w szarym mieście wysypują się mieszkańcy okolicznych wiosek. Pracują, studiują, szukają sensu życia. Szukają i czasami znajdują. Z takiego dumnego składu wysiadł ostatnio pewien Duńczyk. Na swoim blogu, w ramach Misji 21 - opisze, co sądzi o tym mieście. Zapewne pasażerowie tego składu, w tym i Szanowny Duńczyk nie wiedzą, że jadąc do swojego raju mijali przejazd z zepsutą sygnalizacją i zawieszoną na niej tabliczką Sygnalizacja nieczynna! i dopisanym To ją kurwa naprawcie! Trwa ta sygnalizacja w swym defekcie już rok i trwać będzie zapewne kolejny. Jak to miasto na drodze, do którego miała czelność się zepsuć.
    To nie Polska A, ani Polska B. To taki Region Specjalnej Troski. Na pierwszy rzut oka jak każdy inny, a w istocie wykluczony. Znam jednego, co powie: Panie, pracy nie ma, ale okolica ładna. I ta rzeka jest i lasy…To się Szanowny Duńczyk zdziwi. Bo dziwią się wszyscy. Wszak, to nie czasy Rzymian, żeby rzekę i lasy czcić. Liczy się biznes, pomysł, perspektywy i rozwój. Ale nie tutaj. Jak na wykluczonych przystało – tutaj jest inny system wartości.
    Wykluczanie ich zaczął niejaki Rogatka, co się trochę na wyrost księciem mienił. Opchnął nikomu niepotrzebne ziemie za paczkę fajek. I tę rzekę i lasy też. Potem się biedni tułali, aż ich wreszcie w Jałcie trzech kumpli Polsce zwróciło. Na szczęście tę rzekę i lasy też. Tym razem już nawet nie za fajki a za cenę spokoju. Owszem, spokój to tutaj teraz mają. Aż usypia. Budzą się tylko na czas wyborów, żeby wstać i głosować na swojego wodza. Wodza, co to ich nigdy za tę paczkę nie sprzeda. A przecież i kulturę do miasta sprowadzi i wypije z kim trzeba. No i sąsiadowi zza miedzy dupsko skopie, gdy lokalną dumę urazi.
    A duma tutaj jest żółto–niebieska, jeździ po owalu, skręca tylko w lewo i pachnie metanolem. Mieszka w domu za 40 mln i nikogo się nie boi. Poza deszczem. W tygodniu senna, budzi się tylko tradycyjnie w niedzielę. Zbiera siły, stroi i czuje się wyjątkowa. Słusznie zresztą. Do niej przecież ojcowie prowadzą synów – tak jak robili to ich ojcowie i ojcowie ojców. Sadzają na krzesełkach i czekają. Gdy podnosi się taśma, zapala zielone światło i skaczą decybele - świat zamiera. Mają coś czego nikt za paczkę fajek nie opchnie. Mają 65 sekund dumy ze swojego miasta. Mają też kurz i pył, który szybko opadnie na to miejsce bez perspektyw. Ale to nic. Bo w niedzielę znowu pójdą na mecz. A wódz zrobi wszystko, by wygrali.
Pamiętaj więc Duńczyku młody o tym wszystkim, gdy odwrócisz głowę, by pożegnać to miasto i zobaczysz przekreśloną na czerwono tabliczkę z napisem Gorzów Wielkopolski. Nie pytaj dlaczego Wielkopolski. Nikt ci nie odpowie. Tak to już jest z tymi miastami wykluczonymi – bardziej lubuskimi niż polskimi - że nikt się nimi nie interesuje.  I wróć kiedyś, tak jak ja wracam. Pobyć z wykluczonymi. No i tą rzeką i lasami.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Zamiast wstępu


    Pewna młoda dama, z miasteczka bez perspektyw na północy Polski z właściwą sobie - niemiecką precyzją słusznie ostatnio zauważyła, że mam problemy z komunikacją. Szczere i genialne w swej celności stwierdzenie uruchomiło u mnie szereg dynamicznych procesów myślowych. Efekt? Zagorzały i niereformowalny przeciwnik blogów, w ramach autoterapii sprzedaje swoją duszę diabłu i oto wita w swoim świecie. Powinienem to zrobić kilka lat temu tak jak wiele innych rzeczy, za których brak już pokutuję albo dopiero zaczynam. Za porzucenie młodzieńczych ideałów i pasji na rzecz uciszenia życiowych suflerów  – kara 5 lat pozbawienia wolności na wydziale Prawa i Administracji – po połowie za złe zachowanie wydłużona do 6 i wciąż trwa. Za dziwne przywiązanie do fryzjerki z wąsami – wieczny dramat na głowie i okolicach. Za przerost formy nad treścią i nadgorliwie realizowane motto zdrzemnąć, chlupnąć i przycupnąć – gniew Amora do spółki z sumieniem.
    Tych zainteresowanych i tych obecnych z przypadku lojalnie uprzedzam, że nie będzie narkotycznych odlotów, chorej od śmiechu przepony, intelektualnych wzniesień, poetyckich opisów i miłosnego fiku - miku. Nie będzie też Mickiewicza, Słowackiego i Coelho, bo to pisarze w moim umyśle zakazani. Pewnie będzie kilka przekleństw i błędów ortograficznych. Będą cytaty z filmów, których już nikt nie ogląda, będzie ciche wołanie o normalność i tępienie głupoty, dziwne łączenie faktów i kilka teorii całkowicie do obalenia. Będzie o tym, co mnie śmieszy i rajcuje. O tym, co lubię, czego nie lubię, kogo szanuję a kogo wysyłam do diabła. Wszystko to bez zakanszania, przepraszania, całowania rączek i kłaniania się nisko.