czwartek, 22 września 2011

Diabli nadali!



Głośne uff rozległo się ostatnio w moich myślach. I to dwukrotnie. Pierwsze uff pojawiło się po zdanym egzaminie. Fakt ten sprawia, że jestem po jasnej stronie mocy, a nadmiar wolnego czasu mogę obrócić w regularnie pojawiające się posty. Drugie uff brzmiało bardziej jak uff, nareszcie i stanowiło reakcję na serię artykułów w popularnym tygodniku na W. Przy okazji podzielę się spostrzeżeniem, że w kwestii jakości dziennikarstwa, ten popularny tygodnik na W zostaje daleko w tyle za innym popularnym tygodnikiem na P, który czytam regularnie. A uff dlatego, że po lekturze widzę nareszcie gwiazdę kampanii wyborczej. Lepiej późno niż wcale. Przecież jakaś gwiazda świecić musi. Głównie dla polityków, którzy o gospodarce i polityce międzynarodowej nie mają bladego pojęcia. Mogą więc wskoczyć na temat zastępczy i do woli go ujeżdżać. Kiedyś status gwiazdy nosił dziadek Tuska z Wehrmachtu, agent Tomek i filipiński wirus. Bałem się, że teraz będziemy zmuszeni zadowolić się płaczącymi córkami Napieralskiego, wiejskimi burakami posła Hofmana, albo, co gorsze – spotem Palikota. Na szczęście końcówka sezonu wyborczego stoi pod znakiem mocy nadprzyrodzonych. Wręcz diabelskich.  

W zasadzie sprawa wydaje się jasna. Telewizja publiczna ma nowego jurora w programie muzycznym. Faceta, który podarł Biblię, przybija piątkę szatanowi i nie lubi katolików. Pal licho, czy to obraża uczucia religijne, czy nie. Moich nie. Może dlatego, że dla mnie jest tylko gościem, który swego czasu pozował do zdjęć z Dodą i wygrał z ciężką chorobą. Celebryta jak każdy inny. W prowokujący sposób buduje swój wizerunek na scenie. Kwestię bluźnierczego zachowania Nergala pozostawiam Radzie Etyki Mediów i uczuciom każdego z nas. Za dużo mam własnych grzechów na głowie, by przejmować się nergalowymi. Nie chcesz – nie oglądaj. Nie pozwól też swojemu dziecku. Zanim jednak z pianą na ustach rzucisz się na kineskop, posłuchaj co ten satanista ma do powiedzenia w kwestii muzyki. A po ilości sprzedanych płyt i międzynarodowej renomie wnioskuję, że coś ma. Na wizji traci kontakt z diabłem i zajmuje się tym co do niego należy - ocenianiem uczestników. Widocznie wie, co, gdzie i komu wolno.

Tymczasem, spontanicznie uformowane komando ostatnich prawdziwych katolików, bardzo szybko zaczęło walkę w obronie misyjności telewizji. Voice of Poland z udziałem wokalisty, który przez niezawisły sąd został uznany niewinnym obrazy uczuć religijnych jest zagrożeniem wartości katolickich, ale już program znanego podróżnika, który mówi, że gejów trzeba tępić nikomu nie przeszkadza. Nie przeszkadzało też pewnej posłance związanej z toruńską rozgłośnią że jej właściciel, delikatnie mówiąc nie lubi Żydów, a prezydentową nazywa czarownicą i każe poddać eutanazji. To było dawno. Teraz w sprawie Nergala posłanka krzyczy najgłośniej i składa wniosek za wnioskiem. Jak widać wszystko jest względne. Nawet katolickie wartości. Zwłaszcza w czasie wyborów.

Życie gwiazdy kampanii wyborczej do łatwych nie należy.  Musi gorszyć, śmieszyć lub po prostu być. Musi też, albo przede wszystkim, inspirować. Nergal wszystkie funkcje wypełnia znakomicie. Posłów PiS zainspirował tak bardzo, że napisali projekt nowelizujący ustawę o KRRiTV. Zgodnie z założeniem, jeśli 10 tysięcy płacących abonament albo zgodnie z prawem z niego zwolnionych podpisze się pod wnioskiem o zmianę formuły programowej albo elementu programu to KRRiTV w ciągu 2 tygodni będzie musiała zająć stanowisko. Gdyby wniosek podpisało 50 tysięcy automatycznie zniknąłby z anteny. 50 tysięcy? Próg imponujący. Oczami wyobraźni już widzę moherową armię zwolnionych przez prawo z płacenia abonamentu 70 – latków, którzy ustawiają się w kolejce obok kościoła lub ulubionego supermarketu by swoim podpisem uśmiercić diabelskie audycje. Proponuję zacząć od Roberta Janowskiego i jego Jaka to melodia? Wszak rozwodnik to i rozpustnik pierwszej wody. Dziurę po nim wypchamy dodatkową transmisją mszy z Watykanu i serialem o siostrze Faustynie. Zamiast nudnego Tour de Pologne przeprowadzimy bezpośrednią relację z corocznej, dwutygodniowej pielgrzymki na Jasną Górę. W roli komentatora - Jan Pospieszalski. Nie widzę też przeszkód, by główne wydanie Wiadomości prowadziły prezenterki w habicie. Unikniemy w ten sposób zbyt dużych dekoltów i krótkich spódnic. Przydałaby się również seria programów publicystycznych – Dlaczego homoseksualizm to choroba, a chorych trzeba izolować? lub Dlaczego nie warto rozmawiać o pedofilii wśród księży?

Na szczęście niepisany kontrakt na bycie gwiazdą obowiązuje do 9 października. Skończą się pomysły na ratowanie misyjnej telewizji i wyścig po głowę Nergala. Słychać będzie tylko głośne uff!  

środa, 7 września 2011

Zasłyszane w przychodni



Gazetka, co? O, widzę – darmowa. Student pewnie? Od razu poznałem. Ja to panie kochany mam nosa do ludzi. Przykładowo, nie dalej jak tydzień temu, mówię mojej – Widzisz tę blondynę z TVN –u? Jakaś taka wychudzona. Pewnie mąż nie tego…No i co? Patrz Pan! Na pierwszej stronie piszą. Skrzynecka się rozwodzi! Dzisiaj kupiłem. W sklepie byłem i myślę – będę czekał, bo zawsze czekam, to przynajmniej zdjęcia pooglądam. Bo ja, powiem Panu szczerze, to rzadko czytam. Z tych bardziej znanych tytułów, to czasem Fakt lubię sobie przejrzeć. Jak teraz przykładowo. Ale żeby regularnie kupować to nie. Nudzę się zwyczajnie. Ale czasami jak dołożą do pieca, to od mojej wezmę. Z ciekawości. Ona to ma bzika. Wszystko wie. Kto? Z kim? Po co? Na poczcie pracuje, to te ze zwrotów czyta. Potem przyłazi Panie i z tą spod dwójki zaczyna. Nie kłamię. Wczoraj, to chyba ze 2 godziny w kuchni były. I jeszcze pretensje, że telewizor za głośno.

Widzisz Pan tę w sandałach? Ja wścibski nie jestem, ale jej ciągle coś dolega. Przyłazi tu jakby domu nie miała. I jeszcze ten pies. Przywiąże go do ławki przed wejściem i ujada. Pies. Nie ona. Mieszka nad nami. W domu to samo. Panie, zawsze wiemy kiedy do kościoła wychodzi. Zostawia go w kuchni, a ten zaczyna, gdy moja kotlety tłucze. I niczym go nie uciszysz. A spróbuj starej uwagę zwrócić. Uuuu, Panie. Jak wiązanką zarzuci, to widać, że drugą młodość przeżywa. Nawet dzień dobry nie powie, gdy wejdzie. Siądzie, dupę rozłoży prawie na dwóch krzesłach i zadowolona. A ludzie tu z prawdziwymi problemami przychodzą. Mnie to na ten przykład już drugi miesiąc kaszel trzyma. A doktor na to – mniej palić! Powiedział co wiedział… Kretyn!

Szczerze jeszcze Panu powiem, Panie kochany, że takich młodych to nie powinni tu zatrudniać. Bo co on wie? Teraz ci studenci to imprezy w głowie mają. W klatce obok mieszkają tacy. Matka z ojcem żyły sobie wypruwają, a taki jeden z drugim tylko piwsko i Internety. Ja to się czasem zastanawiam - ile można tak żyć? Czasami w sobotę widzę jak śmieci wynoszą. Same kartony po pizzy. Ale nie to, że jeden czy dwa. Dziesięć Panie! A tydzień siedem dni ma tylko. To ja się pytam - jak to możliwe? Pan też nie wie, bo Pan na porządnego wyglądasz. A że tak dyskretnie zapytam – do kościoła Pan chodzi? Pan wie przecież, że ja wścibski nie jestem. Pytam, bo tamtych to nigdy nie spotkałem. Zresztą, ja to się wcale nie dziwię. Jak się życie w nocy prowadzi, to rano do kościoła nie po drodze.

Jak już tak o tych drogach mnie naszło, to powiem Panu, że gdy się patrzy na to, co się w naszym rządzie dzieje, to kurwicy można dostać. No tak. Kurwicy. Niech Pan takich oczu nie robi. Ogólnie to ja spokojny jestem, ale na łobuzów patrzeć nie mogę. W tym kraju nigdy dobrze nie było, ale najmniej teraz. Żeby daleko nie szukać. Tutaj patrz Pan! Kogo Pan widzisz? Jak to nikogo? To proszę Pana, minister zdrowia jest. Ta, co szpitale chce sprzedawać. I pisze – Wygodna pani minister wybrała się na zakupy. Wożona rządowym BMW szybko załatwiła swoje sprawy i przez nikogo niezauważona wróciła do gabinetu. Ona sobie jeździ, a my tutaj siedzimy. Pan pierwszy raz? Też przez to przechodziłem. Podstawowa zasada - unikać tej ciemnej. Zołza i tyle. Nigdy nie ma czasu. A cyckami świecić na piętrze to może.  Mówię Panu – gdybym ja taką w domu miał, to z miejsca sznura bym szukał. No co Pan? Ja sadysta żaden nie jestem. Wieszałbym się! Mało to w telewizorze gadają? Ostatnio jakiś na wyspie całą rodzinę zabił. Na pewno przez babę! Ja się na ludziach znam…

O, patrz Pan! Mój numerek. To wchodzę, bo mi ta gruba zaraz wejdzie przed nosem. Niech męża lepiej pilnuje, bo różne słuchy chodzą. Zdrówka szanownemu studentowi życzę. Zdrówka. I z Bogiem! 

sobota, 3 września 2011

Patriotyzm w namiocie


Aż dziw bierze, jakie człowiek może mieć skojarzenia. Potrafi do jednego garnka wsadzić polskie powstania narodowe, wojny, wartości dzisiejszej młodzieży i Przystanek Woodstock. Zamieszać i wyciągnąć prawicowy bigos. Mało smaczny zresztą. Tak zrobił jeden Bloger, na którego tekst natknąłem się przypadkiem, nomen omen 1 września. Szanowny Pan osądził na swoich włościach Marka Kondrata, rozstrzelał go swoimi martyrologicznymi argumentami, a ciało woził po zakątkach polskiej historii. (tu przeczytasz tekst)

Wszystko to miało być karą za wypowiedź, której udzielił w zeszłym roku (dla jasności – tekst też pochodzi z zeszłego roku) na Woodstocku w ramach Akademii Sztuk Przepięknych. Powiedział, że Polska nie jest najważniejsza Najważniejsze jest życie. To, żeby być z niego zadowolonym. Niekoniecznie szczęśliwym. A jeśli wy będziecie zadowoleni, ojczyźnie też to będzie się opłacać. Powiedział też wiele innych zdań, które wyjaśniały sens tych słów. Wiem, bo byłem. Słyszałem. I nawet biłem brawo. Szanowny Pan Bloger pewnie nie był. A nawet jeśli był, to poruszony wypowiedzią zapamiętał tylko pierwsze cytowane zdanie. Okopał się za nim wygodnie i stawiał tezy. Tyleż dziwne, co niesprawiedliwe.

Teza pierwsza: Gdyby tak myśleli Polacy to nie byłoby Polski.

Owszem. Gdyby tak myśleli, to nie byłoby jej. Ale co ma piernik do wiatraka? Wszak czasy okupacji, wojen i zbrojnych powstań minęły już dawno i najwyższa pora zacząć odnajdywać się w nowej rzeczywistości. Jesteśmy częścią zjednoczonej Europy i mamy ten przywilej, że nie musimy się tym martwić. Chwała poległym, ale nasze szczęście, że nikt nie każe wybierać – życie, czy śmierć?. Oni też by takich czasów chcieli. O to przecież walczyli. Kondrat nikogo więc nie opluł. Zaproponował swoje spojrzenie na patriotyzm. W innych czasach. Wyjeżdżajmy. Kształćmy się. Zbierajmy doświadczenia. Potem szczęśliwi wracajmy. Z korzyścią dla wszystkich.

Teza druga: Tak wygląda  współczesny patriotyzm, który serwuje się młodzieży. Wpisuje się w hasło owsiaka  “róbta co chceta” (pisownia oryginalna).

Problem w tym, że patriotyzm, jaki serwuje się młodzieży przybiera karykaturalne formy. Zamiast w szkole i domu, wita młodego człowieka na ulicy i w mediach. Niedługo skończę studia i na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje w szkolnej karierze, gdy uczestniczyłem w pouczających debatach i miałem szansę zastanowić się nad sensem słowa patriota. Z lubością wpajano mi regułki i kazano na pamięć uczyć nazwisk narodowych bohaterów. Dobre. Ale za mało. Przynajmniej dla młodzieży, która szkołę w tej formie postrzega jako relikt przeszłości. I wcale się nie dziwię.

Polska nie jest najważniejsza nie wzięło się znikąd. To zaprzeczenie hasła wyborczego pewnego Pana. Bunt przeciwko stawianiu pod pręgierzem wyboru, że albo ktoś jest patriotą, albo nie. Bunt przeciwko marszom z pochodnią. Przeciwko dzieleniu na tych z ZOMO i całą resztę. Patriotyzm to pojęcie intymne i każdy musi sam je sobie zdefiniować. Może przeczytać o nim w książce i postawić na półeczce wiedzy obok Kościuszki i Żołnierzy Wyklętych. Może też w towarzystwie tysięcy takich jak on posłuchać jak inni to widzą. Zadać trudne i niewygodne pytania. Skomponować własny tok myślenia. Z takiego założenia wychodzi Jurek Owsiak. Nie prowadzi żadnego pochodu. Róbta, co chceta w tym przypadku znaczy myślta, jak chceta. Warto pamiętać, że zaprasza tam ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Porywają tłum swoim wolnym od uprzedzeń myśleniem i otwartością. Niczego nie szufladkują. Polecam przejrzeć listę gości i zobaczyć jak różne środowiska reprezentują. Mnie takie spotkania dały więcej, niż poprawne politycznie szkolne lekcje patriotyzmu.

Teza trzecia: Napluł w twarz naszym bohaterskim uczestnikom wszystkich powstań narodowych. Opluł wszystkie „ORLĘTA LWOWSKIE”(ciekawi mnie ilu z uczestników impry  owsiaka tarzających się w błocie, wie kim  były „Orlęta Lwowskie”). (pisownia oryginalna)

Nie wiem ilu. Wiem natomiast co innego. Na tym samym festiwalu, w tym samym namiocie spotkali się z Jerzym Buzkiem. Na pytanie z tłumu czy jest Żydem, zareagowali chórem – WSZYSCY JESTEŚMY ŻYDAMI! Ale to nic. Słabi z nich patrioci, bo tarzają się w błocie.

Szanowny Panie Blogerze,


Polecam również w ramach nauki młodzieży stosować zasady polskiej pisowni i pamiętać, że nazwiska piszemy z wielkiej litery. Wyrażają szacunek do drugiej osoby. Szacunek cechujący również patriotów.